Recenzja – Dr. Leo Galland – Lekarz ujawnia prawdę o życiu po życiu. Wszyscy jesteśmy już w niebie.

Dr. Leo Galland Lekarz ujawnia prawdę o życiu po życiu




W polskojęzycznym internecie czasem polecana jako ciekawa, a czasem krytykowana, że „nie katolicka”.  Jak widać zdania ekspertów są podzielone. Nie zastanawiałem się nad tym długo wrzucając do koszyka w znanym portalu aukcyjnym. 






W anglojęzycznym internecie – co jakiś czas polecana mniej – więcej obok książek Stevensona. 




I w zasadzie i się zawiodłem i się nie zawiodłem jednocześnie. 




…Ale od początku.






O CZYM TO JEST ?






Dr. Leo Galland to lekarz internista z Nowego Jorku o ugruntowanej pozycji zawodowej. Piszący książki medyczne i artykuły popularnonaukowe. 




… Jednak w tej książce postanowił podzielić się z ludźmi swoją historią straty niepełnosprawnego syna. 




I celowo piszę tutaj „historią straty” a nie „rozmowami z duchem”, bo nie do końca tak tę książkę odbieram – ale o tym później. 




Dr. Leo Galland twierdzi w swojej książce „Lekarz ujawnia prawdę o życiu po życiu. Wszyscy jesteśmy już w niebie”, że jego syn objawił mu się po śmierci, a z czasem zaczął go nawet na nowo uczyć życia.






KONCEPCJE I OGÓLNE WRAŻENIA






Zacznę od tego, że ta książeczka (bo dzieło jest na maksymalnie jeden wieczór)  naprawdę mi się podoba.  Jest pełna ciepła i miłości. Miłości ojca do martwego syna. To naprawdę piękne i wzruszające. Kiedy ją czytałem myślałem o tym, jak pięknie kochający ojciec potrafi szukać dwuznaczności przypadkowych zdarzeń i wszystkiego, co mogłoby w jakiś sposób „uświęcić” pamięć po synu. To wyjątkowo piękna rzecz. Czytając to doskonale wiedziałem, że mój ojciec, gdybym zmarł w młodym wieku jedyne, co by zrobił to rzucił szybki komentarz, że jeden kłopot mniej.  – I szybko przeszedł do porządku dziennego. 




Tutaj widzimy historię człowieka, który nie potrafi ani się pogodzić ze stratą syna, ani też przejść nad tym do porządku dziennego. 




„Nauki”, które są mu wskazywane przez zmarłego syna dość mocno korespondują z tym, co można przeczytać np. U Newtona.  A więc mówimy o życiu jako trochę takim „poligonie doświadczalnym”. Teatrze, w którym odgrywamy swoje role, by czegoś się nauczyć. Akurat w przypadku tej książki główną koncepcją, której mamy się nauczyć jest dawanie miłości.




To – i będę to podkreślał pewnie zawsze – naprawdę piękna historia! 




…Tylko, czy paranormalna?






WIZJE DR. LEO GALLANDA






I tutaj dochodzimy do mojego głównego problemu, jaki mam z tą książką. Jeżeli się znamy – wiesz doskonale, że choć jestem naprawdę otwarty na różne koncepcje – odrzucając tylko te jawnie głupie i nielogiczne… Jestem osobą dość sceptyczną. 




Dr. Leo Galland opisuje w książce swoiste objawienia, w których ukazuje mu się jego zmarły syn. 




Kim ja jestem, żeby negować jego osobiste doświadczenia?




Zacznijmy jednak od podstaw – bo tak będzie najłatwiej do czegoś tutaj dojść.




Syn dr. Gallanda – Christopher za życia miał mieć defekt mózgu – po śmierci miał mu się objawiać jako w pełni sprawny i zdrowy – to BARDZO często spotykana wizja. 




Ludzie, którzy „widzą” kogoś, kogo stracili najczęściej twierdzą, że osoba ta jest w pełni sprawna i zdrowa w tych wizjach. 




W tych wizjach jego syn miał mu się objawiać bardzo jasny, wręcz promienisty – to także częsty sposób opisywania takich wizji. 




Co zaskakujące – dr. Galland twierdzi, że doświadczał wizji syna będąc przy tym w pełni świadomy. Nie spał,  nie był to też rodzaj transu – doświadczał w międzyczasie wszystkich innych dźwięków i wiedział i rozumiał, co się z nim dzieje. – Ta wizja wcale nie jest już tak częsta. 




Najczęściej osoby, które twierdzą, że odwiedzili ich zmarli krewni opisywali, że odwiedzin tych dokonano, kiedy spali, lub byli bardzo zmęczeni, zrelaksowani lub w stanie przypominającym głęboką medytację. 




Tutaj miało być inaczej. 




Oczywiście, nie jest to jedyna relacja o tym, że kogoś odwiedzili zmarli, kiedy byli w pełni świadomi – podobne relacje dotyczą np. Zjaw kryzysowych. 




…Tutaj jednak przebieg tych spotkań oraz mądrości Christophera przekazywane z czasem ojcu – z całą pewnością wykraczają poza to, co rozumiemy pod pojęciem zjawy kryzysowej. 




Jako czytelnicy mamy zasadniczo dwie opcje do wyboru: 




Albo dr. Leo Galland kłamie, albo nie kłamie. 






CZY DR. LEO GALLAND KŁAMIE?






Oczywiście, nie siedzę w umyśle dr. Gallanda i nie wiem, czy kłamie.  




Wydaje mi się jednak, że nie. Spróbuję obronić tę tezę – dr. Galland zdecydowanie nie jest przypadkową osobą. To nie jest pan Roman z Pcimia Dolnego, który nagle opowiada, że ma wizje swojego zmarłego syna – zapewne po to, żeby zyskać jakąkolwiek popularność. 



Dlaczego tutaj jest inaczej? Mówimy o lekarzu o ugruntowanej pozycji zawodowej. 




Czy chciałbyś, żeby leczył Cię lekarz, którego życia uczy martwy syn w wizjach? Cóż, myślę, że wiele osób by tego nie chciało. 




Myślę, że we współczesnym, materialistycznym świecie wiele osób powiedziałoby, że to „po prostu wariat” i unikałoby – szczególnie, kiedy od jego dobrej diagnozy ma zależeć ich życie lub zdrowie. 




Taka osoba ma ogólnie mówiąc „więcej do stracenia” ujawniając się z tego typu tematem, od losowego, anonimowego gościa. 




A co może zyskać? Sławę, jako „ten od wizji”? A może pieniądze? 




Znów – wydaje mi się, jak na mój chłopski rozum, że jednak w tej sytuacji każdy wolałby uzyskać sławę jako wybitny w swoim fachu lekarz, a nie koniecznie wariat.




Dr. Galland nie był głupi, doskonale wiedział, że odzew, jaki może otrzymać po opublikowaniu tej książki może mocno uderzyć w jego pozycję i wiarygodność zawodową – jednocześnie niewiele dając w zamian.




Najpopularniejszy we wszystkich tego typu sprawach argument, że zrobił to „dla pieniędzy” również osobiście bym obalił. 




To lekarz z Nowego Jorku. Do tego mający już dorobek naukowy, piszący książki medyczne, udzielający wywiadów i z bogatym portfelem klientów. Naprawdę sądzisz, że W TAKI sposób chciałby cynicznie zarobić trochę grosza?




Ja w to nie wierzę, bo w przypadku takiej osoby widzę conajmniej 20 prostszych i bezpieczniejszych sposobów na zarobek. 




Podsumowując, nie wierzę w to, że dr. Leo Galland kłamał w swojej książce.




…Wierzę, że opisał swoje prawdziwe doświadczenie.




I chcę tutaj bardzo mocno podkreślić – nie mam prawa odbierać mu tego doświadczenia. Nie mam prawa twierdzić, że jego doświadczenie jest mniej prawdziwe, niż twierdzi, że jest. To JEGO doświadczenie, nie moje i tego będę się trzymał. 




…Nie oznacza to jednak od razu, że zaakceptuję to doświadczenie, jako absolutną prawdę. 




W całej książce autor bardzo chce „udowodnić” mam wrażenie, że bardziej samemu sobie, niż czytelnikowi, że niemalże wszystko, co go otacza przepełnione jest symbolicznymi znakami od jego martwego syna.




…A ja śmiem w to wątpić.






KOMBINACJE, SKRAJNIE ŻYCZENIOWE MYŚLENIE 






Zaczęło się niewinnie. 




Balon z pogrzebu syna znajduje się ponad 200 km dalej. 




Przypadek?




Okej, w porządku – to jest sytuacja, w której sam poczułbym się trochę „nieswojo”. W końcu jaka jest szansa statystyczna, że balon puszczony na pogrzebie przeleci za naszym samochodem ponad 200 km, tylko po to, byśmy go zobaczyli na autostradzie wracając do domu? 




To takie nieoczywiste!




Owszem, szansa na to jest bardzo niewielka.




…Ale szansa na to, że to, zupełnie inny balon, puszczony o wiele bliżej autostrady, przez zupełnie inną osobę – jest zdecydowanie większa, od prawdopodobieństwa, że tamten balon przeleciał ponad 200 km niesiony przez wiele godzin niewidzialną siłą ducha!




Nie będę pastwił się teraz nad każdym „dowodem” z książki, bo raz, że ich sobie nie zapisywałem – nie widząc ku temu powodu, a dwa, że nie miałoby to większego sensu. 




Dodam tylko, że dość specyficzne i mocno uciążliwe zachowanie opóźnionego intelektualnie syna również odbierał jako przejaw wyjątkowej mądrości duchowej, która to pozwalała jego synowi wystawiać na test cierpliwość innych ludzi. 




W ten sposób można rozmawiać o dosłownie wszystkim i w KAŻDYM zjawisku znaleźć coś niezwykłego i metafizycznego. 






MOJA WŁASNA DUCHOWA PRZYGODA






W ten sam sposób, w jaki zdarzenia ze swojego życia interpretuje w swojej książce dr. Leo Galland by udowodnić, że miały one związek z duchowymi wizytami jego syna – każdy może interpretować dowolne wydarzenia ze swojego życia. Żebyś dobrze rozumiała o co mi chodzi opisze swoją własną „metafizyczną przygodę”. 




Wyszedłem dziś z domu. Byłem na spacerze, padał deszcz. Kupiłem bochenek chleba wieloziarnistego w piekarni i wróciłem do domu. Po drodze wdepnąłem w kałużę. Mocno padało, a ja nie wziąłem parasolki, więc cały przemokłem.




Jeżeli użyjemy dostatecznie dużo metafor i będziemy doszukiwać się we wszystkim interwencji z niebios, to mogę przecież uznać, że: 





To niezwykłe! Kiedy tylko wyszedłem z domu było ponuro, szaro i z nieba nie przebijał się nawet skrawek słońca. Czy to oznacza, że niebo płakało wraz ze mną? 




Myślę, że ktoś tam w niebie patrzył na moje smutne życie i lał tym deszczem prosto we mnie, bo chciał, żebym poczuł się jeszcze gorzej. 




W sklepie chciałem kupić pumpernikiel, ale był tylko chleb wieloziarnisty – to z całą pewnością nie jest tak, że ktoś po prostu był szybszy, kupił go przede mna, albo, że piekarnia za mało upiekła…. Nie. To musiał być znak z niebios, że ja akurat na pumpernikiel nie zasługuję. 




Dałem sobie czas, pomyślałem, że wrócę do domu i poprawię sobie humor kanapką – ale wtedy tuż pod moją stopą ukazała się wielka kałuża i było już za późno, but całkowicie mi przemókł. A ja przemokłem wraz z nim.




Ktoś chciał mi pokazać każdym elementem tego mojego dnia, że moje życie jest szare, brudne i smutne. Ktoś, kto widzi każdy mój ruch dał mi tego dnia mnóstwo dowodów na to, jak bardzo mną gardzi.






Podsumowanie






Może trochę za bardzo pastwię się tutaj nad autorem tej książki, ale nie umiem sobie odmówić wrażenia, że autor chce swoją teorię udowodnić za wszelką cenę. 




Nie będę mu odbierał prawa do tego, co przeżył – jeżeli faktycznie widział wizję swojego syna, po jego  śmierci lub nawet dostawał jakieś telepatyczne przekazy – w porządku. Ja jestem ostatnią osobą, która powiedziałaby, że w to nie wierzy i kropka.  Tak naprawdę mogło być!




Problem jest tylko taki, że w tej krótkiej książeczce dostajemy 100 prób udowodnienia, że wszystko ma sens, przypadki nie istnieją a losowe zdarzenia, lub tragiczne – jak choroba czy śmierć muszą być elementem większego planu, można powiedzieć darem, tylko my jesteśmy za głupi, by ten dar zrozumieć. 




Przepraszam wszystkich, którzy poczuli się tym urażeni – ja po prostu tego nie kupuję. 




Czasem chorujemy – i w tych chorobach nie ma nic uświęconego.  Są po prostu smutne, trudne i albo sobie z nimi poradzimy – jako chorzy, ale też jako bliscy chorego, albo nie.




Czasem na ulicy znajdujemy 10 zł i mówimy, że mieliśmy farta i chyba babcia nad nami czuwa. 




A czasem na tej samej ulicy gubimy 10 zł, albo wdeptujemy w gówno.




To nie jest boska interwencja. To brak uwagi, przypadek, roztargnienie.




Przypadki się zdarzają. 




Choroby się zdarzają. 




Śmierć się zdarza. (A nawet jest gwarantowana, jeżeli się urodziłaś). 




Jeżeli będziemy we WSZYSTKIM, co nas otacza szukać jakieś metafory, dowodu na jakąś zewnętrzną siłę – to z pewnością zarówno metaforę jak i dowód znajdziemy.




Sami siebie wprowadzimy w błąd, a później w tym błędzie utwierdzimy. 




Czasem trudne rzeczy się po prostu dzieją. 




Ani to nasza wina, ani zasługa. 




To naprawdę, naprawdę piękne, że ojciec tak bardzo, z całego serca nie może pogodzić się ze śmiercią swojego syna. Niezwykle smutne, przejmujące, ale piękne.




To bardzo dobrze świadczy o tym ojcu.




Być może dane mu było faktycznie ujrzeć wizję syna……Nie wiem. 




Nie wiem, bo nie będę w morzu domysłów, metafor i kombinacji próbował wyławiać strzępków informacji, które mogłyby być wiarygodne. 




Może i było tak, jak opisuje to autor – nie wiem, ja tego po prostu nie kupuję. 




Na koniec oczywiście przypominam, że książkę kupiłem za swoje własne pieniądze i nikt w żaden sposób nie sponsorował tego materiału, ani też nikt nie miał żadnego wpływu na treść powyższego wpisu. 


Komentarze:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *