Ada Edelman – Opowieści z biura duchów – Recenzja
Właśnie skończyłem czytać „Opowieści z biura duchów” Ady Edelman.
Chwilę zastanawiałem się, czy pisać o tej książce recenzję.
Tak całkiem szczerze – to co tu napisać?
Mogę, że jest warta przeczytania.
Mogę, że umiliła mi ze trzy wieczory.
Mogę, że jest napisana z taką przyjemną lekkością.
I wszystkie te zdania będą prawdą, tylko czy są wystarczające, by ocenić naprawdę dobrze napisaną książkę autorki, której ogromny wkład w popularyzację zjawisk NDE – co zawsze będę powtarzał – bardzo szanuję?
NO DOBRZE – ADA EDELMAN OPOWIEŚCI Z BIURA DUCHÓW – OD POCZĄTKU
Żeby nie było tak całkiem słodko – na sam początek wrzucę coś, co dla mnie nie było problemem w tym konkretnym wypadku – dla kogoś jednak może stanowić minus:
Opowieści z biura duchów to spis historii nadesłanych przez czytelników bloga p. Edelman. Są to opowieści dotykające nieznanego – a co za tym idzie ich autorzy chcieliby pozostać anonimowi.
Czy jest to coś dziwnego / podejrzanego? Nie.
W zupełności rozumiem, że osoby, które wiodą spokojne, miejmy nadzieję szczęśliwe życie nie chciałyby podpisywać się swoim nazwiskiem i „udowadniać” swoich historii przed całym internetem. W naszych mocno „ateistycznych” czasach mogłoby to spowodować dla takich osób jakby nie patrzeć problemy.
I powiem całkiem szczerze – ja to podejście doskonale rozumiem.
Rozumiem też jednak, że ktoś, kto nie chce wierzyć w te historie może powiedzieć, że w nie nie wierzy, bo dla niego to zbiór bajek z mchu i paproci, które autorka wyssała z palca. Rozumiem to podejście, bo sam w bardzo wielu sprawach jestem po prostu sceptyczny.
Rozumiem podejście sceptyków i kompletnie nie zamierzam z nim walczyć. Każdy ma pełne prawo nie wierzyć autorce i sądzić, ze wszystkie historie zostały przez nią zmyślone.
Ja osobiście autorce wierzę.
DLACZEGO WIERZYĆ W OPOWIEŚCI Z BIURA DUCHÓW?
Zacznę od tego, że kompletnie nie zamierzam Cię przekonywać do mojego zdania. Jestem nieobiektywny i wcale nie zamierzam tego kryć!
No dobrze, od początku – p. Ada Edelman od lat popularyzuje w Polsce zjawisko NDE i pokazuje ludziom, że śmierć nie musi być całkowitym końcem wszystkiego.
W ramach swojej działalności prowadzi bloga – i co dla każdego jest chyba oczywiste – na jej bloga odzywają się czytelnicy opowiedzieć swoje historie.
Dlaczego jest to dla mnie takie oczywiste?
Bo żyjemy w czasach, kiedy ciężko jest sensownie porozmawiać o wszystkim co „paranormalne” bez pewnego rodzaju nagonki. Lata, w których życie pośmiertne było w Polsce badane poważniej moim zdaniem skończyły się w okolicach 2 WŚ.
Dziś albo jesteśmy „nowocześni”,a co za tym idzie niewierzący i wyśmiewający – często z ogromną zajadłością każdego, kto ma czelność uważać inaczej – albo jesteśmy wierzący – w naszym kraju – wierzącym katolikiem.
I dla jasności – nie mam nic do ateistów czy katolików!
Chodzi mi tutaj tylko i wyłącznie o to, że jeżeli historia, którą chcesz opowiedzieć wychodzi zarówno poza doktrynę katolicką, jak i jednocześnie poza świat czysto materialny i znane wszystkim prawa fizyki – niestety możesz skazać się na ostracyzm.
- Będziesz nazywana wariatką.
- Będziesz nazywana sekciarą.
- Będziesz wyśmiewana za plecami
- Będziesz obgadywana
Niestety, takie są realia kraju, w którym wszyscy żyjemy.
Czy więc naprawdę kogokolwiek dziwi, że osoba, której przytrafiła się niezwykła historia może podzielić się z nią najchętniej dopiero z kimś, kto z całą pewnością tego nie wyśmieje?
Czy w takim razie osoba, która sama przeżyła NDE, wierzy w znaczenie i symbolikę snów, zajmuje się też badaniem takich zjawisk od lat nie jest po prostu idealną osobą, do takich zwierzeń?
Odpowiedź jest chyba oczywista.
I właśnie dlatego kompletnie nie wierzę w to, że Ada Edelman wyssała z palca swoje opowieści.
Po prostu nie miałaby powodu tego robić, bo to, że dostała masę listów, których zaledwie drobny promil jest esencją tej książki to rzecz logiczna, oczywista i dla mnie nie podlegająca nawet dyskusji.
Dobra dobra, może autorka w dobrej wierze opublikowała stek bzdur i kłamstw?
Drugim (spokojnie, to już ostatni) zarzutem, jaki można postawić wobec książki Opowieści z biura duchów Ady Edelman jest oskarżenie, że owszem – może i autorka nie kłamie, ale przecież nie możemy wziąć odpowiedzialności za wszystkich ludzi, którzy wysyłają jej swoje historie.
…I to prawda!
Nawet mając kryształowe serce – można paść ofiarą oszustwa. I oczywiście jestem w 100 % pewien, że część historii jakie przez długie lata zebrała p. Edelman została zmyślona z różnych powodów przez autorów.
Tak samo, jak ja zbierając swoje playlisty z EVP wielokrotnie niechcący trafię na fejki, które mimo najszczerszych starań uznam za autentyczne.
Tak się po prostu zdarza.
Czy jednak fakt, że trafi się na 1,2, 10 lub 100 filmików, które są zwyczajną manipulacją należy uznać racjonalnie, że nagrania z „nawiedzonych miejsc” to bzdury? Czy należy przekreślić przez to wszystkie sprawdzone, prawdziwe nagrania – których autorzy w najlepszej wierze odkryli coś naprawdę niezwykłego?
Myślę, że nie.
Podobnie rzecz ma się z historiami, które docierają do p. Edelman. Tak, czasem trafi na kogoś, kto ją oszuka. Kto dla sławy (choć ciężko mówić o sławie w przypadku zwierzeń anonimowych 😀 ) dla jaj, albo z innego sobie tylko znanego powodu postanowi ją wkręcić.
To jednak wcale nie oznacza, że wszystkie te opowieści są wyssane z palca i niewarte uwagi.
Jestem przekonany, że:
- Autorka tych historii nie wymyśliła sama.
- Autorka dołożyła wszelkich starań, żeby w miarę swoich możliwości odfiltrować cały „syf”, który docierał do niej przez lata – a nam dostarczyć to, co dla niej samej wydaje się ciekawe i prawdziwe.
I mi to zapewnienia w zupełności wystarczą, żeby książkę przeczytać z przyjemnością!
Książka „Opowieści z biura duchów” Ady Edelman to zbiór anonimowych opowieści zebranych przez autorkę. Nie stanowi to więc dla mnie podstawy naukowej do tworzenia „obrazu tego, co nieznane”. Żadnej z przedstawionych historii nie biorę za dowód naukowy w jakimkolwiek temacie, żadnej z przedstawionych historii nie biorę też za pewnik. Niektóre opowieści mogą współgrać z tym, co wiemy od innych autorów i stanowić ciekawy koloryt np. Badań amerykańskich – nie są jednak same w sobie dla mnie dowodem i nie proponuję, by traktować je w tren sposób.
OPOWIEŚCI Z BIURA DUCHÓW – TO SIE DOBRZE CZYTA!
Bardzo dokładnie przedstawiłem zarówno swoje jak i potencjalne obawy względem książki, w żadnym razie nie oznacza to jednak, że jej nie polecam. Wręcz przeciwnie – poza obawami, które dla niektórych (nie dla mnie) mogą stanowić minus książki – są też jej liczne zalety.
Przede wszystkim – i napiszę to po raz setny zapewne – uwielbiam lekkość, z jaką p. Edelman podchodzi do życia pośmiertnego – nie ma tu bardzo denerwującej mnie manii pisania w sposób, jakby autor był nosicielem jakiejś mistycznej, niepopartej kompletnie niczym wiedzy – oczywiście niedostępnej dla nas, maluczkich.
P. Edelman przedstawia historie swoich czytelników poruszając wiele aspektów – od wizji, które mieli w snach – poprzez spotkania z powiedziałoby się „zjawami” martwych krewnych, a na zwiastunach śmierci skończywszy.
To się po prostu dobrze czyta!
Nie jest to jedna z tych książek, z której czytając robisz mnóstwo notatek, by powiedzieć sobie po przeczytaniu „hej, dowiedziałem się czegoś nowego – i to jest coś ważnego”. To przyjemna lektura na – w moim przypadku – ciepły, letni wieczór.
No dobrze, mówisz, że opowieści z biura duchów to przyjemna, niezbyt zajmująca lektura – więc dlaczego w zasadzie o niej pisać?
Przede wszystkim dlatego, że Opowieści z biura duchów to nasze, polskie opowieści – które mieszczą się w naszym kręgu kulturowym. Nie oszukujmy się, zupełnie inaczej jest czytać o Johnie z USA, który coś przeżył na swoim rancho. I to kompletnie niezależnie od tego jak otwarci jesteśmy – a zupełnie inaczej o Jaśku spod Koziej Wołki – nawet, gdyby przeżył dokładnie to samo!
Wspomniałem już o tym przy moich przemyśleniach książki Paranormalne Michała Stonawskiego, teraz jedynie to powtórzę – to są historie, które dzieją się w naszych domach, na na naszych osiedlach – w znanych nam miastach. I myślę, że to jest główna wartość Opowieści z biura duchów. To są nasze opowieści – i możemy w te opowieści wierzyć lub nie, ale siła rzeczy są nam po prostu bliższe.
Książkę zakupiłem za własne pieniądze. Treść powyższego wpisu jest od początku do końca prywatną opinią autora i nie jest to materiał w żaden sposób sponsorowany.
Komentarze: