Jerry Marzinsky – An Amazing Journey Into the Psychotic Mind – Breaking The Spell of Ivory Tower – recenzja
Na wstępie muszę zaznaczyć: Nie jestem lekarzem. Nie mam wykształcenia medycznego. Nie jestem na liście płac koncernów farmaceutycznych. Nie jestem w ŻADEN sposób związany ze współczesną medycyną. Ten wpis NIE MA na celu przekonywać Cię, ani zniechęcać do jakiejkolwiek formy leczenia. Wierzę, że masz swój własny rozum i umiesz podejmować samodzielne decyzje. Ja dzielę się tu z Tobą jedynie moimi obserwacjami, wnioskami i opiniami zgodnymi z moją wiedzą, wykształceniem i doświadczeniem życiowym.
Wpis dotykać będzie tematów związanych z chorobami psychicznymi. Będzie też miał odniesienia do religii. Jeżeli jesteś wyznawcą jakiejkolwiek religii, która temat opętań czy objawień traktuje poważnie i denerwuje Cię, kiedy ktoś wątpi w prawdy Twojej wiary, lub w ogóle śmie poruszać te tematy inaczej, niż przekazuje to Twoja wiara – proszę, nie czytaj go dalej. Szkoda Twojego zdrowia, nerwów – a ja – możesz mi wierzyć – nie chcę urazić ani Ciebie, ani Twojej religii.
To będzie ważny wpis. To będzie wpis, do napisania którego zbierałem się naprawdę długo. I nie będzie to wpis oparty tylko i wyłącznie o książkę, do której się odnosi. Większość będzie tu o książce, ale mogę przypadkiem wtrącić też coś z podcastów, artykułów lub wywiadów z autorem.
Nie będę tego ukrywał – schizofrenia intrygowała mnie od lat. Zawsze byłem ciekawy tego, że ktoś może słyszeć coś czego nie ma. Zawsze chciałem poznać co te głosy mówią, do czego się odnoszą, czego chcą od ludzi, których nawiedzają? Dlaczego te konkretne osoby zaczęły słyszeć głosy? Dlaczego ja ich nie słyszę?
Jak wiesz, jestem sceptyczny, ale otwarty na wiele tematów. Przywykłem już do publicznego wyrażania ignorancji i szczególnie w internecie braku jakiejkolwiek refleksji u osób komentujących – chciałbym jednak prosić Cię dziś – tak wyjątkowo – o odrobinę dobrej woli i próbę podejścia do tematu bez jakiejś specjalnej niechęci.
Schizofrenia to bardzo poważna przypadłość, która prowadzić może nawet do samobójstwa.
W żadnym wypadku nie jest to temat do żartów i kpin. Niestety, obecny poziom wiedzy „medycznej” – co jasno wynika z książki Marzinskiego kpinę mocno przypomina.
A więc jakie mamy wybory, jeżeli patrzymy na osobę, która twierdzi, że słyszy głosy?
-
- Możemy uznać, że taka osoba kłamie
- Możemy uznać, że taka osoba jest chora umysłowo.
- Możemy uznać, że taka osoba doznaje objawień.
- Możemy uznać, że taka osoba jest opętana.
Oczywiście, najbardziej powszechną obecnie nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie wersją jest ta, że osoba słysząca głosy jest chora umysłowo. Osobę taką więc zgodnie ze współczesną wiedzą medyczną należy leczyć psychiatrycznie za pomocą leków psychotropowych.
I tutaj właśnie wsadzić kij w mrowisko przychodzi Jerry Marzinsky – licencjonowany psychoterapeuta, który magisterkę z psychologii robił w University of Georgia. Gość, który przez 35 lat zajmował się zawodowo więźniami słyszącymi głosy. Jerry bardzo wątpi w to, że współczesna medycyna wie co robi i ma jakiekolwiek pojęcie o zjawisku słyszenia głosów. An Amazing Journey into the psychotic mind – to książka, która przedstawia moim zdaniem zdecydowanie bardziej wiarygodną teorię.
NAJWIĘKSZY BŁĄD W LECZENIU SCHIZOFRENI
Jest w tym wszystkim pewien oczywisty błąd, który współczesna medycyna zdaje się od zawsze ignorować – i powiem szczerze, że nigdy tej ignorancji nie mogłem zrozumieć.
Oto masz przed sobą ludzi, którzy twierdzą, zarzekają się, że słyszą głosy w swojej głowie. Głosy te dla tych osób są na tyle realne i trudne, że gotowi są kogoś zamordować, by je uciszyć. Głosy te są dla tych osób na tyle silne i uporczywe, że osoby te gotowe są popełnić samobójstwo, by już ich nie słyszeć.
…I NAPRAWDĘ nikogo nie ciekawi, co dokładnie te głosy mówią?! Nikogo nie interesuje czy mają one jakieś cechy wspólne?! Czy można się czegoś od nich dowiedzieć?!
Serio?! Nikogo?!
Nigdy, przenigdy nie mogłem zrozumieć tej ignorancji współczesnej medycyny!
Jak dowiedziałem się z An Amazing Journey into the psychotic mind – nie tylko współczesnej…
Oto przyjęło się, żeby nie zadawać pytań.
…Może dlatego, żeby nie poznać żadnych odpowiedzi?
Może – jedynie MOŻE dlatego, że GDYBY jednak te odpowiedzi poznać, to MOŻE mogłyby one jednak mieć jakiś tam sens?
Taak, wiem – dla wielu osób samo to, że miałem czelność choćby pomyśleć niezgodnie z obowiązującą linią naukową czyni mnie płaskoziemcą, wariatem i idiotą z aluminiową czapeczką na głowie…
…Ale dlaczego tego nie rozważyć, tak, choćby czysto teoretycznie?!
CHOROBA PSYCHICZNA, OBJAWIENIE CZY OPĘTANIE?
Na początek tych rozważań chciałbym pomyśleć o objawieniu. Objawienia najczęściej są w religiach rozumiane, jako osobiste, wewnętrzne spotkanie z Bogiem.
Osoby, którym Bóg miał się objawić często twierdzą, że go słyszały, widziały, a nawet czuły jego obecność.
Jeżeli popatrzeć na to zdarzenie z boku oczami sceptyka – mamy do czynienia z osobą, która twierdzi, ze słyszy, widzi a nawet rozmawia z kimś, kogo ja stojąc obok nie widzę i nie słyszę.
Co więc odróżnia osobę, która „doznaje objawienia” od osoby chorej na schizofrenię? Dla wielu sceptyków – nic. Jeżeli jesteś ateistą i słyszysz, że ktoś widzi, słyszy i rozmawia z kimś, kogo Ty nie widzisz i nie słyszysz stojąc obok – najczęściej pomyślisz, ze jest to osoba chora psychicznie.
Jeżeli jednak treść tego, co dana osoba słyszy i widzi pasuje do dogmatów wiary – czasem, w niektórych wyjątkowych przypadkach, po zapewne bardzo skrupulatnej analizie dokonanej przez uprawnionych do tego przedstawicieli danej wiary, religia taka przedstawia tę słyszącą osobę, jako dostępującą objawienia.
Co jednak odróżnia osobę „dostępującą objawienia” od osoby „opętanej”?
Najprostszą odpowiedzią będzie treść tego, co dana osoba widzi i słyszy. Jeżeli to, co widzi i słyszy pasuje do przekonań religijnych – a dokładniej pasuje do obrazu „tej dobrej” strony – jeżeli oczywiście przedstawiciele danej religii się zgodzą – mówimy o „objawieniu”. Jeżeli jednak treść tego, co dana osoba widzi i słyszy pasuje do tego, co w danej religii jest „złe” – niezależnie od tego, jak dana religia to nazywa – o ile przedstawiciele danej religii się zgodzą – możemy powiedzieć o „opętaniu”.
Zatem różnica między „opętaniem” a „objawieniem” polega na tym, jak treść tego, co widzi lub słyszy dana osoba zinterpretują uprawnieni przedstawiciele danej religii.
Rodzi to oczywisty problem – to, co dla przedstawicieli jednej religii będzie oczywistym objawieniem, dla przedstawicieli innej religii może być jedynie zwodniczą formą działania złego.
To interpretacje, a często ilu ludzi, tyle opinii.
Nie możemy też zapominać, że cała ta dyskusja między objawieniem a opętaniem jest całkowicie poza głównym nurtem nauki i medycyny.
Stojący obok sceptyk nadal będzie stał twardo na stanowisku, że niezależnie od tego, czy zdaniem przedstawicieli jakiejś religii jest to opętanie, czy objawienie – to nadal jest brak równowagi chemicznej w mózgu i wywołane nim halucynacje.
CO Z TĄ RÓWNOWAGĄ CHEMICZNĄ?
Jerry Marzinsky w swojej książce An Amazing Journey into psychotic mind tłumaczy zdecydowanie szerszy zakres historii „leczenia” osób zaburzonych umysłowo – ja chcąc, żeby ten artykuł czytało się krócej, niż przez cztery godziny pozwolę sobie tego aż tak dokładnie nie robić. Dość powiedzieć, że sens rozważań Marzinskiego na ten temat jest taki, że akademicka medycyna tak naprawdę nigdy nie potrafiła wyleczyć schizofrenii.
Medycyna stosowała na przestrzeni lat najróżniejsze sposoby „leczenia”, które dla osoby z zewnątrz przypominały raczej tortury – i w sumie chyba poniekąd taką też pełniły rolę, bo wymęczony fizycznie człowiek nie był w stanie już „stwarzać problemów”, a co za tym idzie – problem, jaki instytucje medyczne z takim człowiekiem miały niejako sam się rozwiązywał.
Oczywiście na szczęście żyjemy w czasach, w których nie robi się już lobotomii, czy elektrowstrząsów, nie mniej miejsce wyjątkowo agresywnych zabiegów „medycznych” zajęły leki.
Leki, tak samo jak dawniej zabiegi – mają jedno zadanie – sprawić, żeby człowiek tych głosów już nie słyszał – często nie licząc się przy tym z efektami ubocznymi takiego działania.
Ot, najważniejsze, żeby nie słyszał głosów, jeżeli nie słyszy – to wszystko w porządku.
A to, że zacznie je słyszeć ponownie, kiedy odstawi leki?
To bez znaczenia.
A to, że kiedy zacznie je słyszeć ponownie będą jeszcze mocniejsze?
To również bez znaczenia.
A efekty uboczne? Cóż… To zdaniem współczesnej medycyny konwencjonalnej niewielka cena, jak za to, że człowiek nie słyszy już głosów.
I w zasadzie ktoś mógłby na tym etapie powiedzieć „No dobrze, ci ludzie są chorzy, więc słyszą głosy. Dostają leki, dzięki którym przestają te głosy słyszeć – więc w sumie jaka różnica, czy leki te zaburzają pracę mózgu, regulują nierównowagę chemiczną – czy co tam robią – skoro w efekcie chory przestaje słyszeć głosy?”
Trzeba przyznać, że jest to bardzo wygodne podejście. Oto mamy problem i proste rozwiązanie problemu.
…Tylko czy to nie jest leczenie objawów, zamiast choroby? Przypomina mi to trochę przypisanie na ból tabletki przeciwbólowej, zamiast sprawdzenia co ten ból powoduje.
…Na bardzo podobnej zasadzie można uznać, że jeżeli program, który leci w telewizorze mi nie odpowiada – wystarczy wziąć młotek i roztrzaskać telewizor.
Faktycznie – rozwiąże to problem, telewizor przestanie wyświetlać program, który nam się nie podoba. Nie jestem jednak przekonany, że jest to najlepsze możliwe rozwiązanie.
ZROZUMIEĆ SCHIZOFRENIĘ
Jerry Marzinsky przedstawia cały problem nieco inaczej. Jego zdaniem głosy, które słyszą pacjenci chorzy na schizofrenię to realne, istniejące byty, znane ludzkości od setek, jak nie tysięcy lat.
Lekami, czy torturami można sprawić, że wymęczony pacjent głosy te słyszeć przestanie, jednak nie spowoduje to jego „wyzdrowienia”, a jedynie chwilowe zaprzestanie słyszenia tych głosów.
Marzinsky twierdzi, że jeżeli chcemy, by chory naprawdę trwale wyleczył się ze schizofrenii – musimy poddać go terapii, w której zrozumie on zewnętrzną naturę tych głosów i nauczy się im przeciwstawiać, a nawet z nimi walczyć.
ARCHONTY W GŁOWACH SCHIZOFRENIKÓW? A W KRASNOLUDKI TEŻ WIERZYSZ?
Jestem człowiekiem bardzo mocno stąpającym po ziemi, dlatego też zanim jakaś idea mnie przekona – nie pałam do niej nadmiernym entuzjazmem. Jestem też w stanie bez problemu zrozumieć sceptyka, który zwyczajnie nie wierzy w to, że jakiekolwiek Archonty w ogóle mogą istnieć. A jeżeli nie istnieją, to raczej ciężko, żeby ktokolwiek mógł je słyszeć.
I takie sceptyczne podejście ma jak najbardziej sens! Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że różne religie podają nam wiele tez, których nie da się w żaden realny sposób zmierzyć, obalić czy przetestować – a na koniec mówią nam, że mamy w to wierzyć „bo tak jest od tysięcy lat”, „bo inni wierzą”, „bo tak napisano w świętej księdze ich religii”.
To oczywiście z mojej perspektywy bardzo marne argumenty i gdyby Jerry postanowił opowiadać o archontach tak słabo to argumentując – nie kupiłbym tego!
…Jednak problem jest taki, że słaba argumentacja jest w tym wypadku nie po stronie Jerrego, a po stronie sceptyków. Dlaczego?
Jeżeli chcemy wierzyć, że to, co słyszą schizofrenicy, to po prostu halucynacje słuchowe spowodowane (nie wchodząc w szczegóły) wadliwą pracą ich mózgu – musimy też siłą rzeczy uwierzyć, że:
-
- Wadliwą pracę mózgu może spowodować słuchanie nagrań EVP
-
- Regularne korzystanie z tablicy ouija może spowodować nierównowagę chemiczną mózgu
-
- 20paro latkowie z USA, którzy przez całe życie imprezowali zażywając zdecydowanie zbyt duże ilości narkotyków w wolnym od imprez czasie zaczytywali się w dziełach 16-wiecznych europejskich mistyków, bo halucynacje, które po tych narkotykach mieli, do dzieł tych zwyczajnie pasowały.
-
- Halucynacje, spowodowane wadliwą pracą mózgu mają niemalże ten sam charakter i „schemat działań” u chorych niezależnie od ich indywidualnej sytuacji, płci, wyznawanej Religi czy indywidualnego poziomu wiedzy
-
- Halucynacje spowodowane wadliwą pracą mózgu potrafią odgadnąć co dzieje się poza zasięgiem wzroku, słuchu i wiedzy osoby chorej.
-
- Halucynacje spowodowane wadliwą pracą mózgu NIE SĄ związane z tym, o czym chory najczęściej dotychczas myślał.
-
- Mózgi osób chorych na całym świecie z niewiadomych przyczyn nasilają swoje halucynacje o konkretnych godzinach.
- Terapia wmawiająca chorym, że to nie choroba a realne byty, wspomagana pozytywnymi praktykami duchowymi potrafi trwale wyleczyć nierównowagę chemiczną mózgu.
Oczywiście tych punktów mógłbym napisać tu wielokrotnie więcej, ale nie chodzi o to, żeby streszczać w jednym tekście fenomenalną książkę An Amazing Journey into the psychotic mind – Breaking the spell of the Ivory Tower. Chodzi raczej o to, żeby w największym możliwym skrócie powiedzieć, że wobec faktów ciężko jest pozostać sceptykiem.
…A przynajmniej trzeba naprawdę dużo samozaparcia i silnej wiary w słuszność swoich racji, by zamknąć oczy na fakty i udawać, że one wszystkie nie mają żadnego znaczenia, bo przecież mainstreamowa nauka twierdzi, że takie coś jak Archonty istnieć nie może – więc nie może i kropka.
Jerry Marzinsky – An Amazing Journey into the psychotic mind – Breaking the spell of the Ivory Tower. – Podsumowanie.
Wciąż obawiam się, że ten tekst jest zdecydowanie za długi, ale po prostu nie umiem streścić wszystkich moich myśli, jakie mam po przeczytaniu tej książki w 5 000 znaków ze spacjami.
Zanim dotarłem do książki przesłuchałem trochę wywiadów z autorem, poznałem historie osób, które wyleczył i cała koncepcja wydała mi się wyjątkowo ciekawa.
Powiem więcej – jest to koncepcja, która dla mnie prywatnie naprawdę ma sens.
Myślę, że to jeden z tych przykładów, kiedy duchowość może się spotkać z nauką akademicką i wspólnie wypracować stanowisko na sprawy, które wychodzą zdecydowanie poza ten nasz „widzialny” i „namacalny” świat.
Czy polecam Ci książkę? Tak! Zdecydowanie An Amazing Journey into the psychotic Mind to książką, której przeczytanie polecam dosłownie każdemu. Książka, która otwiera szeroko oczy i zmusza do zastanowienia. – Polecam Ci nie tylko książkę, ale całość pracy Jerrego, bo uważam, że ten człowiek robi fenomenalną robotę!
Książkę kupiłem za swoje własne pieniądze i powyższy tekst nie jest w żaden sposób sponsorowany.
Komentarze:
[…] Czy ta koncepcja nie przypomina Ci tej przedstawiającej archonty według Jerrego Marzinskiego w niedawno opisywanej przeze mnie książce An Amazing Journey into the psychotic mind? […]